Przejdź do głównej zawartości

PORTER 24° z Browaru Widawa

Jest! Mam go! W końcu udało mi się zdobyć jedno z najbardziej pożądanych przeze mnie polskich piw (w kolejce wciąż czeka Samiec Alfa). Co najważniejsze nie musiałem nikogo okradać, zabijać, czy namawiać do współżycia ;p
Dla mnie to taki Święty Graal polskiego piwowarstwa rzemieślniczego. Co prawda nie do końca jest to wersja o którą mi chodziło, ale co tam...
Porter wędzony z Browaru Widawa niejedno ma imię. Wojtek swoją przygodę z tym piwem zaczął dość ostrożnie w 2014 roku od 19° Plato. Piwo było ponoć spoko, ale dupy nie urywało. Wersja 2.0 została solidnie podbita do 24°Blg, co uczyniło go w zasadzie imperialnym porterem bałtyckim. Dodatkowo poddano ją leżakowaniu w drewnie – konkretnie w dębowej beczce po amerykańskiej whisky (bourbonie). No i w ten właśnie sposób Wojtek Frączyk rozbił bank! Piwo smakowało każdemu i w każdych okolicznościach. Ludzie nieomal zabijali się o nie. Było tak cholernie dobre, że zdobyło tytuł Kraft Roku 2015 na Konkursie Piw Rzemieślniczych w Poznaniu. Dzięki bardzo limitowanej ilości w sklepach rozeszło się w zasadzie zanim jeszcze się tam pojawiło.
Mnie też w końcu udało się zakupić to cudo. Niestety nie jest to wersja Barrel Aged, która wywoływała u beer geeków serię spazmów, orgazmów, a niekiedy nawet omdleń. W okolicach lutego pojawiła się bowiem w sklepach trzecia odsłona tego piwa. Od poprzedniej różni je tylko (albo aż) leżakowanie w stalowych tankach. Pies ją trącał! Biorę co jest. Trochę szkoda, że wersja 3.0 nie miała kontaktu z beczką, ale i tak cieszę michę jak głupi do sera :D


Szkoda czasu na pitolenie, bo pewnie jesteście ciekawi jak wypada widawski Porter 24°. Z miejsca mówię, że piwo wyrywa z kapci, jak prawy podbródkowy Kliczki! Każdy łyk tego niezwykłego cymesu wywołuje u mnie duży dreszczyk emocji. Pozytywny dreszczyk ma się rozumieć. Wędzonka w smaku jest bardzo wyraźna, mimo to nie przykrywa pozostałych aspektów. Dymne akcenty świetnie korespondują z palonym słodem i przyjemną, świeżo parzoną kawą. Później wchodzi słodko-gorzka czekolada oraz pralinki. Całe morze niezwykle smacznej czekolady. Mniam! W jej cieniu cichutko siedzą sobie suszone owoce (śliwka, rodzynki), które pomimo swojej obecności nie odgrywają tu znaczącej roli. W tle odnalazłem odrobinkę popiołu, sprytnie przechodzącego w dość zwiewną i łagodną, paloną goryczkę. Piwo jest bardzo gładkie i gęste zarazem. Jego aksamitnie oleista konsystencja sprawia, że ciecz długo sunie po języka, ciesząc mnie każdą najmniejszą kroplą. Alko ponad dyszkę, a kurna nie czuć go w ogóle! Mistrzostwo świata w ukrywaniu woltażu ;)


Smak sponiewierał mnie niczym Molina Adamka, ale zapach to już totalne kopanie dupska. Przede wszystkim czekolada w każdej możliwej odmianie – mleczna, gorzka, gorąca (z automatu) oraz praliny. Nie tanie czekoladopodobne podróbki z dyskontu, tylko jakiś drogi Wedel, czy Lindt. Później rządzi szynkowo-dymna wędzonka - przepiękna, wyrazista i okrutnie szlachetna. Nie można tu również zapominać o dość wyraźnej kawie i palonym słodzie, który świetnie się komponuje z resztą towarzystwa. Samej paloności nie jest jakoś szczególnie dużo, ale mi to akurat pasuje. Rolę tła pełni tutaj natomiast delikatna nutka suszonych owoców, które poznaliśmy już w smaku. Śliwka i rodzynki w miarę opróżniania pokala lekko przybierają na sile, mimo to wciąż nie jest to jakieś wybitnie estrowe piwo. Z drugiej strony kogo to obchodzi? Wywar nadrabia mega wyrazistym i nadspodziewanie nieźle skomponowanym wędzono-czekoladowym profilem!
Wędzony porter z Widawy urzeka nie tylko smakiem i aromatem, ale również wyglądem. Piwo jest niesamowicie czarne i nieprzejrzyste. Stanowi jeden z trzech najciemniejszych porterów bałtyckich jakie w życiu widziałem. Zdobi go umiarkowanie wysoka piana o mieszanej wielkości pęcherzy i pięknej ciemno beżowej barwie. Jej atutem jest nader wysoka trwałość oraz dość wyraźny lacing.
Mój dzisiejszy gość naprawdę nieźle mnie sponiewierał. Nie spodziewałem się aż takiej petardy, zwłaszcza w okrojonej wersji (nie mającej kontaktu z drewnem). Piwo ma absolutnie genialną pełnię, sporą treściwość oraz niespotykaną złożoność. Ciecz jest gęsta, gładka i przyjemnie aksamitna. Balans jest lekko przechylony w stronę słodyczy, choć nie powiedziałbym, żeby całość była nadmiernie słodka. Co prawda typowej goryczki jest niewiele, ale palone słody wystarczająco kontrują intensywne czekoladowe klimaty. A co z pijalnością? Jak to co? Super! Porterek smakuje jak cholera, więc pije się go z zawrotną szybkością. Trzeba się pilnować, by nie wychylić go „na hurrra”. Na uwagę zasługuje także mistrzowsko ukryty alkohol. Nie czuć go praktycznie ani w smaku, ani w aromacie!
Genialne piwo warte każdej wydanej na niego złotówki! Ciężko mi sobie wyobrazić jak musiała smakować wersja leżakowana w drewnie...
OCENA: 9/10
CENA: ok. 11ZŁ
ALK.10,5%
TERMIN WAŻNOŚCI: 25.05.2016
BROWAR WIDAWA

Komentarze

NAJCHĘTNIEJ CZYTANE

Imperator. Niech moc będzie z tobą!

Jest takie piwo jak Imperator Bałtycki od Pinty. Jest także Imperator z Browaru Jabłonowo, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego prócz częściowej nazwy. Nawet woltaż raczej nie jest wspólny, bo w piwie z Jabłonowa jest on dużo wyższy. Ale po kolei. Było sobie kiedyś takie piwo jak Imperator – strong lager, czyli typowy mózgotrzep. Taki artykuł pierwszej potrzeby każdego żula, można rzec. Współczynnik „spejsona” był tutaj nad wyraz korzystny. Nie mniej jednak, piwo pewnego roku zniknęło z rynku, bo jak pewnie wiecie, od kilkunastu lat piwa mocne sprzedają się w Polsce coraz gorzej. Browar Jabłonowo jak widać poszedł mocno pod prąd i jakiś czas temu wskrzesił Imperatora. Tyle, że teraz jest jeszcze mocniejszy. Zamiast 10% ma, aż 12% alko! Nie w kij dmuchał. Nawet Karpackie Super Mocne mu nie podskoczy. Takiego woltażu może pozazdrościć niejeden RIS, czy Barley Wine . Toż to prawdziwy potwór, nawet wśród mocnych piw. Lęk jednak mi nie straszny, ja żadnego piwa się nie boję. Szklanki

COOLER LEMON BEER

ALK.4%. Radlerowa bitwa, która rozpętała się na dobre na początku lata, powoli słabnie na swojej sile. Ja tym czasem wprowadzam do gry kolejnego zawodnika. Nie jest to co prawda radler, lecz zwykłe piwo smakowe/aromatyzowane. Piwo Cooler było kiedyś dobrze znane i nawet cenione, gdyż w owym czasie po prostu nie było innych tego typu krajowych piw. Dzisiaj można dostać oczopląsu niemal w każdym sklepie, patrząc na asortyment tego typu napitków. Dobra, dosyć gadania... Po nalaniu ujrzałem złocisty trunek, w pełni klarowny, a także tysiące bąbelków, normalnie burza w szklance! Solidne wysycenie daje nam gwarancję (niczym Poxipol ;>) dużego orzeźwienia. Piwo pokrywa symboliczna, biała piana o drobnej strukturze. Nie dość, że nie ma jej zbyt wiele, to jeszcze szybko się redukuje do milimetrowego kożuszka. No, ale w końcu to nie weissbier. W zapachu batutę dzierży chemiczna cytrynka, która dyryguje namiastką słodu oraz substancjami słodzącymi (aspartam i acesulfam K). Piw

10,5 DZIESIĘĆ I PÓŁ

ALK.4,7%. Góra dwa tygodnie temu, bez żadnego szumu medialnego w sklepach pojawiło się piwo Dziesięć i Pół . Kultowa marka z lat 90-tych została reaktywowana!!! Każdy obywatel naszego kraju w wieku 30+ z pewnością pamięta to piwo – ogromne kampanie reklamowe w radiu, tv i prasie, plakaty, billboardy, gadżety z logo 10,5. To piwo było po prostu wszędzie, to było coś, to była moda, styl życia... Pojawiło się dokładnie w 1995 roku i z miejsca stało się głównym konkurentem dla mega popularnego wówczas EB. Jednak z upływem lat marka powoli zaczęła upadać, aż w końcu zupełnie zniknęła z rynku, podobnie zresztą jak EB. Dziś Kompania Piwowarska postanowiła zrobić reedycję marki, wypuszczając na razie bardzo limitowaną ilość piwa. Jest to swego rodzaju test konsumencki, KP liczy na ‘powrót do przeszłości’ wśród konsumentów, sentymentalną podróż do czasów młodości pewnej grupy klientów. A jeśli piwo „się przyjmie” zagości w sklepach na stałe. Niecny plan.  Ja z racji swojego wiek

OKO W OKO - Łomża Jasne vs Łomża Pils

  W swojej blogerskiej karierze piłem już nie jedną Łomżę. W zasadzie to chyba wszystkie jakie były przez ten czas na rynku. Wiadomo, że jedne piwa znikają, a w ich miejsce pojawiają się inne i mam tu na myśli tylko w obrębie jednej marki. Tak więc tych Łomż/Łomżów trochę już na blogu było. Ostatnio wpadłem jednak na pomysł, aby porównać dwa chyba najbardziej popularne piwa z tej marki – Łomża Jasne i Łomża Pils . To pierwsze jest mi bardzo dobrze znane i lubiane. Można rzec, iż ostatnio regularnie zasila ono moje gardło. Jest piwem szeroko dostępnym, względnie niedrogim, dosyć smacznym i po prostu pijalnym. Łomża Pils natomiast pojawiła się na rynku jakieś dwa lata temu, a na blogu dostała taką samą notę, jak jej starsza siostra. Jednakże piłem to piwo łącznie może trzy razy. Złych wspomnień nie mam, więc uważam je za godnego rywala dzisiejszego „pojedynku”. Łomża Jasne Piwo ubrane jest w jasno złoty odcień o idealnej klarowności. Piana jest całkiem słusznych rozmiarów, śre

Niby "małpka", a jednak w środku piwo 18% vol.!!!

  Ostatnio będąc w Dino wyczaiłem przedziwne piwo. Początkowo nawet nie byłem pewny, czy jest to piwo. Stało jednak na półce obok innych piw, więc moja ciekawość zwyciężyła. Mamy tu napitek o woltażu, aż 18%! Nie czyni go to rzecz jasna najmocniejszym polskim piwem, ale szacun i tak się należy. Zwłaszcza, że możemy to kupić w dyskoncie. Swoją drogą bardzo jestem ciekawy jakim sposobem udało się otrzymać taki woltaż. Banderoli nie ma, więc opcja z dolewaniem spirytusu odpada. Wymrażanie natomiast to cholernie drogi interes, więc cena byłaby zapewne dużo większa. Poza tym, jeśli już coś wymrażać, to z pewnością jakieś mocne już piwa i obowiązkowo trzeba się tym chwalić na lewo i prawo. Ta opcja też na bank odpada. Bardzo ciekawą rzeczą jest też dziwnie znajome opakowanie, które zna chyba każdy domorosły obywatel tego kraju :D Niby „małpka”, a w środku zonk…, to znaczy piwo. Najbardziej jednak absurdalną rzeczą jest wg mnie idiotyczna nazwa. W sumie to nawet nie wiadomo jak to wymawiać.

OKO W OKO - Perła Chmielowa (brązowa butelka) vs Perła Chmielowa (zielona butelka)

Zgodnie z zapowiedziami teksty ukazujące się na blogu, gdzie porównuję ze sobą dwa piwa noszą od teraz nazwę „Oko w Oko” i stanowią niejako odrębny dział. Oczywiście wciąż są to recenzje, ale w moim odczuciu chyba nieco bardziej interesujące niż tradycyjne posty. Piwa tu opisywane są w jakimś stopniu do siebie podobne, może nawet niekiedy identyczne (przynajmniej w teorii). W każdym razie zawsze coś ich ze sobą łączy, ale też jednocześnie niekiedy dzieli. Moim zadaniem jest wskazać różnice i podobieństwa oraz rozstrzygnąć, które z nich jest lepsze i dlaczego. Jak widzicie dziś zajmę się piwem Perła Chmielowa Pils, bo tak brzmi pełna nazwa najbardziej popularnego „piwa regionalnego” z Lubelszczyzny. Nie zamierzam tutaj wchodzić w dysputy, czy Perła Browary Lubelskie to browar regionalny, czy już koncernowy. Faktem jest, że to moloch, a jego piwa można bez problemu kupić w całej Polsce. Kto nie był nigdy na Lubelszczyźnie zapewne nie wie, że w tamtych stronach słynna Perełka wyst

Miłosław IPA od Fortuny

  Idziemy za ciosem, dlatego dzisiaj druga marcowa nowość od Fortuny – Miłosław IPA. Piwo to jest alkoholową wersją piwa Miłosław Bezalkoholowe IPA , które to jest jednym z lepszych ‘bezalkusów’. Prawie zawsze najpierw powstaje wersja alkoholowa, a dopiero później bezalkoholowa (ewentualnie), ale tu mamy odwrotną sytuację. Dziwne to. W sumie nie wiem, dlaczego ta nowinka zowie się IPA? Przecież mamy tu zaledwie 4,6% alko oraz tylko 11,5º Blg! To nawet na Session IPA są niskie parametry. Trochę ich poniosło w tym Miłosławiu. Jako ciekawostka dodam jeszcze, że w składzie tego piwa znajduje się pszenica niesłodowana, słód żytni oraz zielona herbata Sencha Earl Grey. Użyte chmiele to Citra, Amarillo, Chinook, Lubelski i Cascade.  Piwo jest lekko zmętnione, złocistej barwy. Góruje nad nim ogrom białej piany, która jest dość drobna, bardzo puszysta i trwała. Opadając zostawia wyraźne zacieki na szkle. Piję. Od razu dolatuje do mnie spora dawka Sencha Earl Grey, dzięki czemu moje skoj

Mentor III Bourbon Oak & Cedar Wood Chips

  Piwo Mentor w bardzo charakterystycznym opakowaniu, to jedna z legend polskiego piwnego rzemiosła. Swego czasu, ten imperialny porter bałtycki był obiektem pożądania niejednego beergeeka . Kilka lat później pojawił się Mentor II, a pod koniec tej zimy Browar ReCraft uraczył nas Mentorem III. „Trójeczka” ukazała się, aż w trzech wersjach – podstawce i dwóch wersjach z dodatkami. Podstawki nie udało mi się zakupić, ale mam dwie pozostałe nowości ze Świętochłowic.   Na pierwszy ogień idzie wersja leżakowana z płatkami dębowymi z beczek po Bourbonie oraz z płatkami drewna cedrowego. Bourbon to już mega oklepana sprawa, ale nie mam pojęcia jak pachnie drewno cedrowe. Poza tym, nie kojarzę tego dodatku w piwie, więc trochę się jaram. Zobaczmy, co wyszło z tego eksperymentu.  Piwo jest przyjemnie gładkie i gęste, rozlewające się po podniebieniu. Dużo tu czekolady deserowej, wspomaganej przez praliny i akcenty kakao. Tuż za nimi na scenę wchodzi drewno – czuć klepkę dębową oraz coś, cz